Nie spotkałam go osobiście, ale czuję, jakbym
Go dobrze znała. Znalazłam Go przypadkiem, szukając w sieci informacji o kimś
zupełnie innym. Z ciekawości włączyłam filmik z nagraniem prowadzonego przez
niego seminarium. Zobaczyłam siwego, starszego Pana, do którego dobrze pasuje
archaiczne określenie „jowialny”, chociaż jeszcze lepiej – prawdziwy, w pełnym
znaczeniu tego słowa. W Gallegosie, którego poznałam, jest bowiem Prawda i nie
mam na myśli jakiejś prawdy ogólnej, jedynej słusznej i obowiązującej. Chodzi
mi o człowieka, który żyje w swojej Własnej Prawdzie.
Najbardziej zafascynowały mnie jego oczy. To oczy wszechwiedzącego dziecka, oczy bez wieku, zawierające świadomość najgłębszych tajemnic a jednocześnie nieskończoną niewinność. I dodatkowo coś, co uwielbiam: iskierkę poczucia humoru.
Najbardziej zafascynowały mnie jego oczy. To oczy wszechwiedzącego dziecka, oczy bez wieku, zawierające świadomość najgłębszych tajemnic a jednocześnie nieskończoną niewinność. I dodatkowo coś, co uwielbiam: iskierkę poczucia humoru.
Następne filmiki, nagrane dzięki zaproszeniu
Gallegosa do Polski przez Justynę
Rosę i Renię Mazur – Ponikiewicz, włączałam już jeden po drugim, a kolejne
historie, które opowiadał, otwierały przede mną wydawałoby się nieznany, a
jednocześnie bardzo mój świat. Działy się zarówno na zewnątrz, w narracji tego półIndianina,
doktora psychologii i terapeuty-szamana, jak i w środku, w mojej wewnętrznej
rzeczywistości. Słowa transformowały w obrazy. Miałam wrażenie, że Gallegos
zaprosił mnie do świata, który znałam od zawsze, tylko nie potrafiłam odnaleźć
prowadzących do niego drzwi.
Jego historia o „zwierzakach czakr”*, które
pojawiły się przy nim w trakcie porannego biegania natychmiast przywołała moje
Zwierzaki, chociaż właściwie powinnam je chyba nazwać Systemem Osobistych
Totemów (The Personal Totem Pole Process©). Nie wiem, czy te zwierzęta-przewodnicy przybyły z przekazów
rdzennych indiańskich plemion, z pogranicza jungowskiej nieświadomości
indywidualnej i zbiorowej, czy też po prostu były/są wytworem mojej wyobraźni.
Wiem natomiast, że towarzyszą mi już od kilku lat i są nie tylko wiernymi
przyjaciółmi, ale także prawdziwymi sprzymierzeńcami w rozwoju, w poszukiwaniu
wewnętrznego domu, czyli siebie prawdziwej. To one dzielą się ze mną słowami
albo obrazami, które otwierają kolejne drzwi do samopoznania. To do nich
zwracam się, kiedy staję przed murem i żadne inne metody – te bardziej naukowe,
racjonalne, wytłumaczalne – nie skutkują. Nie zawsze od razu rozumiem przekaz,
jakim się dzielą, czasem te wiadomości stają się jasne dopiero po kilku dniach,
tygodniach czy miesiącach, jednak wszystkie spotkania ze Zwierzakami są
znaczące.
Jestem terapeutką Gestalt – to system
terapeutyczny bardzo mocno oparty na świadomości, na „teraz i jak”, na relacji
ze sobą i z innymi. Jednak Gestalt przede wszystkim postrzega człowieka
holistycznie, a celem pracy gestaltowskiej jest towarzyszenie klientowi w
osiągnięciu dojrzałości rozumianej jako integracja osobowości poprzez
osiągniecie pełni swojego potencjału. W takim ujęciu wiele łączy te metody i
dlatego:
- · bardzo cenię PTPP (The Personal Totem Pole Process©) za nieoceniający charakter, za brak etykietek – w tej metodzie mówi się o uzdrawianiu, a nie o leczeniu czy przywracaniu do normy;
- · bardzo cenię PTPP za niedyrektywny charakter – sam Gallegos porównuje trenera tej metody do Szerpy, pomocnika, którego jedyną przewagą jest umiejętność poruszania się po obszarze, który pokonuje Podróżnik;
- · bardzo cenię PTPP za akceptację różnorodności/indywidualności i przestrzeń wolności, jaką zapewnia Podróżnikowi.
Mam jednocześnie świadomość, że metoda
Gallegosa nie jest dla każdego, nie każdy jest bowiem otwarty na pracę z symbolami,
metaforami czy pogłębioną wyobraźnią.
Ma ona wiele wspólnego z szamanizmem. Niewątpliwie dużo łączy ją z
teorią Junga. Ze wschodu czerpie z koncepcji czakr. Celem pracy jest połączenie
treści nieświadomych ze świadomością w drodze do integracji, rozumiane jako
uzdrowienie i powrót do tego, z czym każdy z nas przychodzi na świat – do
własnej Pełni. I zarówno ten cel, jak i prowadząca do niego droga są mi bardzo
bliskie.
* „Zwierzaki”
to nazwa, jaką wprowadziła Justyna Rosa i to właśnie na spotkaniach
organizowanych przez nią w Prapełni spotkałam się z tą metodą bezpośrednio, ale
to już historia na następny tekst.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz